Its
Administrator
Dołączył: 24 Lut 2008
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła ]:>
|
|
Od razu może wkleję i pierwszy rozdział, bo nie są one zbyt długie.
Smacznego.
Amanda Dippet
Smukła blondynka podniosła wzrok znad książki. Miała jasnoniebieskie oczy, które zawsze wypełniał spokój i dobroć. Spojrzała na przechadzającą się po pokoju kuzynkę. Jasnobrązowe włosy dziewczyny upięte były z tyłu głowy w ciasny kok, tylko kilka kosmyków opadało jej niesfornie na czoło. Miała na sobie długą, błękitna suknię. Widać było, że mimo gracji i wdzięku, z jakim się poruszała, nie czuje się w tym stroju najlepiej.
- Ite, usiądź, proszę… - powiedziała dźwięcznym głosem blondynka siedząca w wygodnym, miękkim fotelu.
- Przepraszam cię, Julio, ale sama wiesz, w jakiej jestem sytuacji. Nie potrafię się uspokoić...- odpowiedziała jej drżącym głosem.
- Rozumiem. Ja tez byłam zdenerwowana przed pierwszym spotkaniem z Ivanem. Nie przejmuj się, to minie z czasem. - Uspakajała ją.
- Ależ tu nie chodzi o niego! Od dzisiejszego wieczora zależy wszystko… Całe moja przyszłe życie. Gdyby tylko pan Rosier nie obdarzył mnie taką sympatią, dziś nie miałabym na głowie Evana - westchnęła siadając obok starszej kuzynki.
- Co ty wygadujesz? Wiem, że czasami trudno przyjąć do wiadomości to, że ktoś zdecydował za ciebie, ale zobaczysz, pokochasz go w końcu. - Uśmiechnęła się pocieszająco.
- Tylko ty, Julio, miałaś takie szczęście. Większość kobiet naszego rodu żyje w małżeństwach bez miłości… Pamiętasz Elen i to, co ją spotkało, gdy uciekła z kochankiem? - Przypomniała dobrze znaną obu historię.
- Tak, to smutne…Ale ty nie musisz tak skończyć. Nie nastawiaj się od razu negatywnie do przyszłego męża, staraj się go traktować jak coś dobrego, co spotkało cię w życiu.
- Mam nadzieję, że choć trochę zmienił się od ukończenia Hogwartu… Zawsze z taka pasją opowiadał o swoich wyczynach i zamiłowaniu, jakim jest Quidditch. - Uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- No widzisz… „Głowa do góry i duma w oczach” jak mawia mój ojciec.
•
Iteke siedziała dumnie wyprostowana przy olbrzymim, podłużnym stole zastawionym najróżniejszymi potrawami, wśród których pojawiły się między innymi francuskie, węgierskie i hiszpańskie przysmaki. Nie mogła nawet tknąć żadnej z potraw, a ciasno upięty gorset sukni powodował, że czuła się jeszcze bardziej przytłoczona. Obserwowała z zniecierpliwieniem, kiedy jej ojciec skończy uroczysty posiłek. Po około godzinie usłyszała tak upragnione ostatnie stuknięcie sztućca o talerz. Na ten dźwięk podniosła wzrok ze swoich dłoni i przeniosła go na zgromadzonych.
Naprzeciwko niej siedział przystojny, rosły mężczyzna rozmawiając żywo z siedzącym obok panem Blackiem Seniorem. Dobrze znała te jasnoniebieskie oczy i ciemne włosy, które okalały chłopięcą twarz. Evan Rosier od zawsze był obiektem pożądania wielu młodych dam, już w Hogwarcie cieszył się dużą popularnością wśród płci pięknej. Nigdy też nie ukrywał swojego zadowolenia z tego powodu.
Kiedy pan Blaise podniósł się ze swojego miejsca, wszystkie rozmowy ucichły.
Było słychać tylko tykanie starego zegara stojącego pod jedna ze ścian jadalni.
- Drogie panie i szanowni panowie… Witam wszystkich was na dzisiejszej kolacji, która została wydana na cześć naszej nowej pary przyszłych małżonków. Moja córka i potomek rodu Rosier za rok wezmą ślub. Uczcijmy to toastem. Za to małżeństwo i ich zdrowie! - Uniósł kielich w górę. - Za Iteke i Evana!
•
Pojedyncze gwiazdy na usłanym mrokiem niebie zdawały się migotać coraz słabiej, gdy postać w kapturze kroczyła brukowaną uliczka jednego z podmiejskich miasteczek. Czarny materiał zdawał się falować na nieistniejącym wietrze nadając idącemu wygląd olbrzymiego nietoperza. Jedynym dźwiękiem, który rozrywał głuchą ciszę, były kroki nieznajomego i szelest jego szat. Po chwili zniknął w jednej z furtek należącej do dużej posiadłości. Mosiężna kołatka zastukała trzykrotnie, zanim rozległy się kroki na korytarzu. Zdobione drzwi uchyliły się nieznacznie i wyjrzała przez nie twarz kobiety. Drobna blondynka spojrzała przerażonymi oczami na przybyłego gościa. Jej wąskie usta uchyliły się lekko.
- Dominico, to ja… Tom.- Usłyszała cichy męski głos, a po chwili ujrzała twarz przystojnego młodzieńca oświetloną gazową lampką, którą trzymała w ręce. Otworzyła drzwi nieco szerzej, by gość mógł wejść.
- Wystraszyłeś mnie. Tyle się teraz słyszy o złodziejach i bandytach… Człowiek już nawet we własnym domu nie może się czuć bezpiecznie- powiedziała, gdy weszli do dużej kuchni wykonanej w starym stylu.- Może słyszałeś o tym morderstwie w hrabstwie Meath… Straszne… Chcesz może herbaty?- zaproponowała
- Tak, poproszę, jeśli łaska… Masz rację, Dominico, czasy nie są najlepsze… Lepiej uważać, jeśli wychodzi się w domu wieczorem. – Mężczyzna rozsiadł się za stołem i obserwował zgrabne ruchy kobiety.
- Jednak chyba nie przybyłeś tu po to, by dyskutować na temat dzisiejszej sytuacji społecznej...- Zaczęła nalewając z imbryka wrzątku do kubków.
- Tak... Chciałem zobaczyć się z Augustusem, ale chyba go nie zastałem.- Przez ułamek sekundy spojrzał kobiecie głęboko w oczy.
- Jest dzisiaj na przyjęciu w domu państwa Blaise... Zaręczyny ich córki...- Chciała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko krzywy grymas.
- Ach... Szkoda... Jednak ufam, że jesteś w stanie mi pomóc...- Nachylił się lekko nad blat i ściszył głos.- Przekaż mu, że odnalazłem wiadomości na temat starego Godryka... Pamiętaj, tylko Augustus może to usłyszeć...
- Jak sobie życzysz, Tom... Pamiętam, że mamy wobec ciebie dług wdzięczności... O tym się nie zapomina- szepnęła, a jej źrenice oczy rozszerzyły się.
- Dziękuję, Dominico... Pójdę już, muszę załatwić jeszcze kilka spraw...- Ujął jej dłoń w swoje szczupłe, blade palce i złożył na niej pocałunek, po czym wyszedł.
•
Młoda kobieta o niesamowicie zielonych oczach siedziała wygodnie rozłożona w fotelu przed kominkiem czytając gazetę. Miała na sobie starą, brązową spódnicę sięgającą kostek i białą bluzkę. Jej długie ciemne włosy spływały kaskadami po ramionach i plecach. Szczupłe dłonie przerzucały kolejne strony brukowca z niesamowitą wytwornością. Nagle na jej twarzy pojawił się wyraz niedowierzania.
- Danielu!- Zerwała się z fotela i wybiegła z pokoju.- Danielu!- zwróciła się do blondwłosego mężczyzny siedzącego przy kuchennym stole. On podniósł wzrok z nad jakichś dokumentów i spojrzał na nią swoimi mądrymi i ciepłymi oczami.
- Nie uwierzysz! Amanda Dippet nie żyje...Została zabita we własnym domu w Irlandii, była w ciąży...- szepnęła z przerażeniem. Mężczyzna wstał od stołu i ujął jej twarz w dłonie.
- Uspokój się, Jess... Zaraz dowiem się wszystkiego na ten temat... Może to nie ta sama Amanda...- mówił uspakajająco, ale dziewczyna łkała bezgłośnie, a po jej policzkach płynęły słone łzy.
- Dan... To był znów on... Czuję to...- Wtuliła twarz w ciepłe ramiona chłopaka.
- Tobie nic nie grozi... Nie dam cię skrzywdzić- oświadczył całując ją delikatnie w czoło. Dziewczyna poczuła jak po jej ciele rozchodzi się ciepłe uczucie bezpieczeństwa.
•
Czerwony płomień pojawił się w jednym z gabinetów w olbrzymim zamku gdzieś na północy Anglii. Ciepła gwieździsta noc zachęcała do spacerów, jednak siwy, stary mężczyzna nie miał w planach nawet opuszczać pomieszczenia, w którym stało jego wygodne łóżko i biurko, przy którym zazwyczaj pracował. Teraz siedział w fotelu za jego blatem i myślał nad czymś gorączkowo. Żyła na jego skroni pulsowała szybko. Był zły, zmęczony, zmartwiony... Kolejne osoby... Morderstwa...
- Tom... Ja w ciebie wierzyłem...- szepnął sam do siebie i przeniósł wzrok na pisklę wygrzebujące się w popiołów. Małe oczy feniksa pełne były nadziei i spokoju. Wstał i podszedł do żerdzi, pod którą siedział teraz drobny ptak, i pogładził długim palcem jego łepek, po czym wyjął z szafki obok kamienną misę. Starożytne znaki na jej brzegach były niezrozumiałe dla wielu śmiertelników. Mężczyzna położył ją na blacie biurka i wyciągnął różdżkę, przyłożył jej koniec do swojej skroni, a później przesłał srebrną nić do czary. Na jej powierzchni zafalowała blada twarz młodej kobiety. Jego uczennica była martwa...
|
|