Forum www.awangardowo.fora.pl Strona Główna   www.awangardowo.fora.pl
Awangardowo, niecodziennie, twórczo
 


Forum www.awangardowo.fora.pl Strona Główna -> Nasze FFy -> Słodko- kwaśne czyli historia Iteke Blaise
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post Słodko- kwaśne czyli historia Iteke Blaise - Wysłany: Czw 18:42, 06 Mar 2008  
Its
Administrator



Dołączył: 24 Lut 2008
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła ]:>


Nie wiem co mnie napadło. Czy ktoś to jeszcze pamięta? Moje pierwsze i ostatnie ff, niestety nie skończone.
Opublikuję znów, dla potomnych. :>
Może nawet dokończę, jak już uda mi się zdać maturę. XDD
Za błędy i niedociągnięcia przepraszam.
Całość dedykowana Pauli... ona już wie za co.

Prolog


Dwudziestokilkuletnia kobieta o długich, grubych włosach w kolorze dojrzałej brzoskwini szła spokojnie przez zalany mrokiem korytarz. Jej kroki odbijały się echem po ścianach, a ciemne oczy wpatrzone były w jeden punkt. Nie była sama.
Prowadziło ją dwóch dementorów. Te stworzenia wysysające z ludzi szczęście zamieszkiwały jedno z najstraszniejszych miejsc świata czarodziejów. Azkaban - więzienie żywych trupów. Ludzie, którzy tam trafiali, po miesiącu najczęściej tracili zmysły.
Jednak z tej młodej kobiety nie potrafili wyssać nadziei. Jednym czynnikiem, który utrzymywał ją przy życiu, było wspomnienie sprzed kilku lat. Usłyszała ponownie w swojej głowie zimny głos.
- Od dziś jesteś śmierciożercą. Sługą Lorda Voldemorta…
Mosiężne drzwi otworzyły się, a jej oczom ukazała się duża sala, niewątpliwie sala rozpraw. Była ona pełna ludzi.
Gdy wchodziła, dostrzegła spojrzenia wielu. Patrzyli na nią z obrzydzeniem, nienawiścią, ale i strachem. Przez jej blade oblicze przebiegł cień uśmiechu, ironicznego uśmiechu.
Boją się jej… Boją się nawet teraz, gdy jest spętana.
Jeden z nich podniósł się i popatrzył na nią przenikliwie.
- Iteke Blaise oskarżona o przekazywanie cennych informacji z ministerstwa Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać oraz podejrzana o działanie w zastępach jego zwolenników. Oba fakty związane są też z morderstwem Edgara Bonesa….
Na sali wybuchł gwar. Niektórzy przekrzykiwali się wymieniając poglądy, inni wyrażali szczere oburzenie. W końcu jakaś pulchna kobieta podniosła się.
- Ta dziewczyna nie może być śmierciożercą! To niemożliwe! Przecież od kiedy tylko skończyła Hogwartu współpracuje z Dumbledore’em.- spojrzała wymownie na postać siedzącą kilka rzędów dalej.
Siwy, stary mężczyzna, jakim był dyrektor tej szkoły, siedział przez chwilę z twarzą ukrytą w dłoniach. Po chwili wstał. Jego zawsze wesołe oczy były teraz czerwone i wilgotne.
- Ja nie znam tej kobiety… Znałem kiedyś dziewczynę. Była mądra, szlachetna, zdolna do poświęceń i oddała by życie za przyjaciół…Ale ona umarła. Odeszła na zawsze…- Usiadł. Z kącików jego oczu wypłynęła łza, która już po chwili znikła w długiej brodzie.
Drgnęła. Przez chwile wyglądała jakby chciała przeprosić dyrektora. Jednak na jej twarzy pojawił się tylko drwiący uśmiech.
- Ja nie mam przyjaciół, Dumbledore… Ludzie się zmieniają, a przede wszystkim mądrzeją. Stanęłam po stronie wygranych, a wy wszyscy i tak zginiecie, gdy Czarny Pan wróci.- Zaśmiała się, a w jej głosie nie było ani krzty wesołości. Śmiała się zimno i ironicznie. – Pamiętajcie on nigdy nie zostawi swoich sług.
- Obyś zdechła w Azkabanie!- krzyknął młody mężczyzna podnosząc się. Rozpoznała go. O trzy lata starszy do niej blondyn stał teraz patrząc na nią z obrzydzeniem, ale i nadzieją. Nadal pragnąłby ktoś powiedział, że to nie jest ta Ite, nie jego mała Ite…
Dziewczyna zmierzyła go przenikliwym spojrzeniem. Jej ciemne oczy wyrażały pustkę. Jednak czuła się, jakby ktoś dał jej w twarz, w dodatku była to osoba jej najbliższa. Coś w niej pękło. Jej przyjaciel…prawie brat… nienawidził jej…
- Danielu…- szepnęła, a jej zimne oczy zaszkliły się. Próbowała przybrać pewny siebie wyraz twarzy, ale nie umiała zapomnieć. Obrazy, wspomnienia napływały niczym nieprzerwany potok. Wszystkie razem spędzone chwile, te w Hogwarcie i zaraz po nim… Jedna mała łza spłynęła powoli po jej policzku. Ciągle słyszał te ciepłe słowa, które wyszeptał w dniu śmierci jej babci.
- Ite… siostrzyczko…
Jej najlepszy przyjaciel, dobry duszek, powiernik i jedyna osoba, która tak naprawdę obdarzyła ją uczuciem, stała teraz naprzeciwko niej wyjawiając pragnienie jej śmierci. Czuła jak ból i strach, nie przed Azkabanem, a przed utratą jego miłości pieką w sercu.
Do rzeczywistości przywrócił ją zimny głos Barty’ego Croucha.
- Czy przyznajesz się do zarzucanych ci czynów? Czy uczestniczyłaś w masowych mordach na mugolach? Czy jesteś śmierciożercą?
Po jego słowach zapadła głucha cisza. Dziewczyna spojrzała na niego. Opamiętała się. Czarny Pan na nią liczy…
- Tak. - Przerwała milczenie. Jej głos drżał, ale był pewny i stanowczy.
- Wszyscy państwo słyszeli… Występuję o karę dożywotniego więzienia. Kto jest za tym, proszę o podniesienie ręki. - Zakomunikował patrząc na nią mściwie.
Iteke widziała jak po kolei czarodzieje zasiadający ławy zgłaszali swoje przyzwolenie. Wszyscy, oprócz Daniela, Dumbledore’a i owej pulchnej kobiety, podnieśli dłoń.
- Niniejszym stwierdzam, że Iteke Blaise zostaje skazana na dożywotnie więzienie…- oświadczył z zadowoleniem. Na Sali rozległy się oklaski i głosy poparcia.
Do wnętrza weszli dementorzy, ale tym razem nogi dziewczyny ugięły się nieznacznie. Potwory zaczęły wyprowadzać spętana kobietę, która szarpała się krzycząc:
- Puśćcie mnie! Danielu pomóż! Wybacz mi! Błagam wybacz…- załkała.
Mężczyzna poderwał się. Nie mógł być obojętny. Chciał jej pomóc, ale kilku mężczyzn siedzących obok niego powstrzymało go.
- Nic już nie zrobisz. Sama wybrała taki los…- powiedział jeden z nich.
Młody chłopak opadł na siedzenie zasłaniając dłońmi twarz.

^^^

Szare popołudniowe niebo pokryło się ciężkimi, ciemnogranatowymi chmurami. Na przedmieściach Londynu, na ławeczce przed jednym z ogromnych domostw, siedziała dziewczyna. Na jej czoło opadały jasnobrązowe kosmyki włosów, a oczy wpatrzone były w jeden martwy punkt. Miała na sobie jedynie lekką, błękitną bluzkę na ramiączkach i czarne szorty. Mimo przenikliwego wiatru, który zerwał się nagle, nieuchronnie zwiastując burzę, ona nawet nie drgnęła.
Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała…
Jej ojciec, znany i szanowany człowiek obejmujący wysokie stanowisko w Ministerstwie Magii, oświadczył tego popołudnia jak będzie wyglądało jej życie.
Po ukończeniu Hogwartu miała wyjść za mąż. W dodatku jej mężem miał zostać nikt inny jak Evan Rosier, starszy od niej o trzy lata. Pochodził ze szlachetnego, ale niezbyt bogatego rodu. Gdy chodził jeszcze do Hogwartu nie darzyli się szczególną sympatią. Lepszym określeniem była by wzajemna tolerancja. A teraz ma z nim spędzić resztę swojego życia…
- Panienko Iteke…- rozmyślania przerwał jej piskliwy głos tuż obok ramienia.
- Czego chcesz, Kredku? - obok ławki stał mały skrzat domowy o długim spiczastym nosie.
- Pani kazała panience wejść do środka, bo zaraz zacznie padać - wyskrzeczał patrząc na nią wodnistymi oczami.
- Powiedz mojej matce, że nie mam ochoty. Posiedzę tu i nie przeszkadza mi deszcz - warknęła. Skrzat spojrzał na nią ze strachem i podziwem.
Była tak wychowana. Lubiła mieć władzę. Często budziła respekt w ludziach. Mimo chłodu, jaki rozsiewała wokół siebie, zawsze starała się być doskonała.
W Hogwarcie jej domem był Slytherin - Dom Węża. Wszyscy potomkowie wielkich rodów tam trafiali i każdy z nich stawał się kimś wpływowym lub po prostu prowadził wygodne życie z posadką.
Nawet jakże stare mury zamku nie słyszały o Ślizgonie, który zrobiłby coś bezinteresownie, by kogoś ratować.
Teraz też nie miała zamiaru się poddać. Nikt nie będzie mówił jej jak ma żyć, nawet ojciec.
Poderwał się na równe nogi i ruszyła szybkim krokiem w stronę domu wysoko unosząc głowę. Była zbyt dumna, by ktoś mógł nią rządzić.

^^^

- Nie zrobisz tego! Nie wydziedziczysz mnie! - krzyczała z rozpaczą w głosie dziewczyna stojąc w dużym, jasnym gabinecie. Teraz nienawidziła ojca z całego serca.
- Jeszcze raz podniesiesz na mnie głos lub będziesz nieposłuszna, to przekonasz się, co to znaczy ból. - Szepnął jadowicie. Był rozwścieczony do tego stopnia, że wstał zza biurka wyciągając różdżkę.
- Chcesz czymś we mnie rzucić? Proszę bardzo... Brzydzę się tobą...- syknęła ojcu w twarz i wybiegła z pomieszczenie trzaskając drzwiami.
- Nie będzie mną pomiatał...- szepnęła do siebie siadając na łóżku w swoim pokoju.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Czw 18:45, 06 Mar 2008  
Its
Administrator



Dołączył: 24 Lut 2008
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła ]:>


Od razu może wkleję i pierwszy rozdział, bo nie są one zbyt długie.
Smacznego.

Amanda Dippet

Smukła blondynka podniosła wzrok znad książki. Miała jasnoniebieskie oczy, które zawsze wypełniał spokój i dobroć. Spojrzała na przechadzającą się po pokoju kuzynkę. Jasnobrązowe włosy dziewczyny upięte były z tyłu głowy w ciasny kok, tylko kilka kosmyków opadało jej niesfornie na czoło. Miała na sobie długą, błękitna suknię. Widać było, że mimo gracji i wdzięku, z jakim się poruszała, nie czuje się w tym stroju najlepiej.
- Ite, usiądź, proszę… - powiedziała dźwięcznym głosem blondynka siedząca w wygodnym, miękkim fotelu.
- Przepraszam cię, Julio, ale sama wiesz, w jakiej jestem sytuacji. Nie potrafię się uspokoić...- odpowiedziała jej drżącym głosem.
- Rozumiem. Ja tez byłam zdenerwowana przed pierwszym spotkaniem z Ivanem. Nie przejmuj się, to minie z czasem. - Uspakajała ją.
- Ależ tu nie chodzi o niego! Od dzisiejszego wieczora zależy wszystko… Całe moja przyszłe życie. Gdyby tylko pan Rosier nie obdarzył mnie taką sympatią, dziś nie miałabym na głowie Evana - westchnęła siadając obok starszej kuzynki.
- Co ty wygadujesz? Wiem, że czasami trudno przyjąć do wiadomości to, że ktoś zdecydował za ciebie, ale zobaczysz, pokochasz go w końcu. - Uśmiechnęła się pocieszająco.
- Tylko ty, Julio, miałaś takie szczęście. Większość kobiet naszego rodu żyje w małżeństwach bez miłości… Pamiętasz Elen i to, co ją spotkało, gdy uciekła z kochankiem? - Przypomniała dobrze znaną obu historię.
- Tak, to smutne…Ale ty nie musisz tak skończyć. Nie nastawiaj się od razu negatywnie do przyszłego męża, staraj się go traktować jak coś dobrego, co spotkało cię w życiu.
- Mam nadzieję, że choć trochę zmienił się od ukończenia Hogwartu… Zawsze z taka pasją opowiadał o swoich wyczynach i zamiłowaniu, jakim jest Quidditch. - Uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- No widzisz… „Głowa do góry i duma w oczach” jak mawia mój ojciec.

Iteke siedziała dumnie wyprostowana przy olbrzymim, podłużnym stole zastawionym najróżniejszymi potrawami, wśród których pojawiły się między innymi francuskie, węgierskie i hiszpańskie przysmaki. Nie mogła nawet tknąć żadnej z potraw, a ciasno upięty gorset sukni powodował, że czuła się jeszcze bardziej przytłoczona. Obserwowała z zniecierpliwieniem, kiedy jej ojciec skończy uroczysty posiłek. Po około godzinie usłyszała tak upragnione ostatnie stuknięcie sztućca o talerz. Na ten dźwięk podniosła wzrok ze swoich dłoni i przeniosła go na zgromadzonych.
Naprzeciwko niej siedział przystojny, rosły mężczyzna rozmawiając żywo z siedzącym obok panem Blackiem Seniorem. Dobrze znała te jasnoniebieskie oczy i ciemne włosy, które okalały chłopięcą twarz. Evan Rosier od zawsze był obiektem pożądania wielu młodych dam, już w Hogwarcie cieszył się dużą popularnością wśród płci pięknej. Nigdy też nie ukrywał swojego zadowolenia z tego powodu.
Kiedy pan Blaise podniósł się ze swojego miejsca, wszystkie rozmowy ucichły.
Było słychać tylko tykanie starego zegara stojącego pod jedna ze ścian jadalni.
- Drogie panie i szanowni panowie… Witam wszystkich was na dzisiejszej kolacji, która została wydana na cześć naszej nowej pary przyszłych małżonków. Moja córka i potomek rodu Rosier za rok wezmą ślub. Uczcijmy to toastem. Za to małżeństwo i ich zdrowie! - Uniósł kielich w górę. - Za Iteke i Evana!

Pojedyncze gwiazdy na usłanym mrokiem niebie zdawały się migotać coraz słabiej, gdy postać w kapturze kroczyła brukowaną uliczka jednego z podmiejskich miasteczek. Czarny materiał zdawał się falować na nieistniejącym wietrze nadając idącemu wygląd olbrzymiego nietoperza. Jedynym dźwiękiem, który rozrywał głuchą ciszę, były kroki nieznajomego i szelest jego szat. Po chwili zniknął w jednej z furtek należącej do dużej posiadłości. Mosiężna kołatka zastukała trzykrotnie, zanim rozległy się kroki na korytarzu. Zdobione drzwi uchyliły się nieznacznie i wyjrzała przez nie twarz kobiety. Drobna blondynka spojrzała przerażonymi oczami na przybyłego gościa. Jej wąskie usta uchyliły się lekko.
- Dominico, to ja… Tom.- Usłyszała cichy męski głos, a po chwili ujrzała twarz przystojnego młodzieńca oświetloną gazową lampką, którą trzymała w ręce. Otworzyła drzwi nieco szerzej, by gość mógł wejść.
- Wystraszyłeś mnie. Tyle się teraz słyszy o złodziejach i bandytach… Człowiek już nawet we własnym domu nie może się czuć bezpiecznie- powiedziała, gdy weszli do dużej kuchni wykonanej w starym stylu.- Może słyszałeś o tym morderstwie w hrabstwie Meath… Straszne… Chcesz może herbaty?- zaproponowała
- Tak, poproszę, jeśli łaska… Masz rację, Dominico, czasy nie są najlepsze… Lepiej uważać, jeśli wychodzi się w domu wieczorem. – Mężczyzna rozsiadł się za stołem i obserwował zgrabne ruchy kobiety.
- Jednak chyba nie przybyłeś tu po to, by dyskutować na temat dzisiejszej sytuacji społecznej...- Zaczęła nalewając z imbryka wrzątku do kubków.
- Tak... Chciałem zobaczyć się z Augustusem, ale chyba go nie zastałem.- Przez ułamek sekundy spojrzał kobiecie głęboko w oczy.
- Jest dzisiaj na przyjęciu w domu państwa Blaise... Zaręczyny ich córki...- Chciała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko krzywy grymas.
- Ach... Szkoda... Jednak ufam, że jesteś w stanie mi pomóc...- Nachylił się lekko nad blat i ściszył głos.- Przekaż mu, że odnalazłem wiadomości na temat starego Godryka... Pamiętaj, tylko Augustus może to usłyszeć...
- Jak sobie życzysz, Tom... Pamiętam, że mamy wobec ciebie dług wdzięczności... O tym się nie zapomina- szepnęła, a jej źrenice oczy rozszerzyły się.
- Dziękuję, Dominico... Pójdę już, muszę załatwić jeszcze kilka spraw...- Ujął jej dłoń w swoje szczupłe, blade palce i złożył na niej pocałunek, po czym wyszedł.

Młoda kobieta o niesamowicie zielonych oczach siedziała wygodnie rozłożona w fotelu przed kominkiem czytając gazetę. Miała na sobie starą, brązową spódnicę sięgającą kostek i białą bluzkę. Jej długie ciemne włosy spływały kaskadami po ramionach i plecach. Szczupłe dłonie przerzucały kolejne strony brukowca z niesamowitą wytwornością. Nagle na jej twarzy pojawił się wyraz niedowierzania.
- Danielu!- Zerwała się z fotela i wybiegła z pokoju.- Danielu!- zwróciła się do blondwłosego mężczyzny siedzącego przy kuchennym stole. On podniósł wzrok z nad jakichś dokumentów i spojrzał na nią swoimi mądrymi i ciepłymi oczami.
- Nie uwierzysz! Amanda Dippet nie żyje...Została zabita we własnym domu w Irlandii, była w ciąży...- szepnęła z przerażeniem. Mężczyzna wstał od stołu i ujął jej twarz w dłonie.
- Uspokój się, Jess... Zaraz dowiem się wszystkiego na ten temat... Może to nie ta sama Amanda...- mówił uspakajająco, ale dziewczyna łkała bezgłośnie, a po jej policzkach płynęły słone łzy.
- Dan... To był znów on... Czuję to...- Wtuliła twarz w ciepłe ramiona chłopaka.
- Tobie nic nie grozi... Nie dam cię skrzywdzić- oświadczył całując ją delikatnie w czoło. Dziewczyna poczuła jak po jej ciele rozchodzi się ciepłe uczucie bezpieczeństwa.

Czerwony płomień pojawił się w jednym z gabinetów w olbrzymim zamku gdzieś na północy Anglii. Ciepła gwieździsta noc zachęcała do spacerów, jednak siwy, stary mężczyzna nie miał w planach nawet opuszczać pomieszczenia, w którym stało jego wygodne łóżko i biurko, przy którym zazwyczaj pracował. Teraz siedział w fotelu za jego blatem i myślał nad czymś gorączkowo. Żyła na jego skroni pulsowała szybko. Był zły, zmęczony, zmartwiony... Kolejne osoby... Morderstwa...
- Tom... Ja w ciebie wierzyłem...- szepnął sam do siebie i przeniósł wzrok na pisklę wygrzebujące się w popiołów. Małe oczy feniksa pełne były nadziei i spokoju. Wstał i podszedł do żerdzi, pod którą siedział teraz drobny ptak, i pogładził długim palcem jego łepek, po czym wyjął z szafki obok kamienną misę. Starożytne znaki na jej brzegach były niezrozumiałe dla wielu śmiertelników. Mężczyzna położył ją na blacie biurka i wyciągnął różdżkę, przyłożył jej koniec do swojej skroni, a później przesłał srebrną nić do czary. Na jej powierzchni zafalowała blada twarz młodej kobiety. Jego uczennica była martwa...


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 15:00, 07 Mar 2008  
Bella
Moderator



Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ze swojego optymistycznego świata


Ituś, dziękuję Ci Słonko za dedykację <czerwieni się>.
Wiesz, że uwielbiam to Twoje opowiadanie, nie tylko za treść, ale przede wszystkim za to, że przez nie się poznałyśmy. Miło będzie przypomnieć sobie ową słodko – kwaśną treść.
ff jest naprawdę dobry, lekki i przyjemny z wieloma ciekawymi wątkami Wink


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Czw 17:44, 26 Cze 2008  
Its
Administrator



Dołączył: 24 Lut 2008
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła ]:>


On wrócił

Augustus Rookwood siedział w wygodnym fotelu w swoim gabinecie. Jego czaszkę przeszywał pulsujący ból. Nigdy nie był najlepszym kompanem do kieliszka, a na wczorajszym przyjęciu trochę przesadził z alkoholem. W końcu nie odmawia się wypicia za zdrowie przyszłej młodej pary, gospodarza przyjęcia, wszystkich czarodziejów czystej krwi ( wyróżniając wśród nich każde pokolenie).
- Dominico!- zawołał. Do pokoju weszła drobna blondynka i spojrzała na brata z politowaniem.- Nie patrz tak tylko przynieś mi wody z cytryną i lodem... Strasznie boli mnie głowa...
- Mówiłam ci żebyś nie pił tyle, przecież nigdy nie miałeś do tego głowy....- powiedziała z wyrzutem i wyszła. Po kilku minutach wróciła z tacą na której stała szklanka wody i flakonik z jakimś eliksirem.- Wypij to, powinno pomóc...
- Dziękuję ci...
Kobieta ruszyła ku wyjściu, ale nagle zatrzymała się i odwróciła.
- Był ty wczoraj Tom... Nie było cię więc kazał mi przekazać, że odnalazł coś na tamta starego Godryka...- powiedziała. Mężczyzna na te słowa zerwał się z krzesła i podszedł do wieszaka na którym wisiał jego płaszcz.
- Nie czekaj na mnie, nie wiem kiedy wrócę...- rzucił tylko i aportował się.
^^^
- Witaj Augustusie...- mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.- Jak już zapewne wiesz, byłem wczoraj w twoim domu.... Chciałem podzielić się z tobą informacjami, które zdobyłem na temat własności Gryfindora. Dwa dni temu odwiedziłem dawną znajomą... Amanda Dippet zdradziła mi, że jej ojciec już od dłuższego czasu pracuje nad starą Tiarą Przydziału. Chce zawzięcie wyciągnąć z niej coś na temat miecza jej właściciela. Podobno takowy istnieje, a Godryk ukrył go tak, że „tylko człowiek o szlachetnym sercu” może go odnaleźć.- prychnął.
- Więc jak chcesz to zrobić Lordzie?- zaciekawił się tamten.
- Najpierw muszę się jakoś dostać do Hogwartu... Nawet chyba mam pewien pomysł... – zamyślił się mężczyzna. – Jednak to wszystko o czym teraz tutaj słyszysz musi pozostać miedzy nami. Augustusie czy chcesz nadal pracować nad tą sprawa?
- Oczywiście...
- W takim razie musisz złożyć Przysięgę Wieczystą.... Czy jesteś na to gotów?- kąciki ust jego rozmówcy drgnęły nieznacznie. Pochylił głowę zastanawiając się nad czymś gorączkowo.
- Tak... Zrobię to... Dla ciebie wszystko przyjacielu...- szepnął, a jego źrenice rozszerzyły się pod wpływem adrenaliny gdy srebrny płomień splótł ich dłonie.
^^^
- Dumbledore... Czy to oznacza, że on wrócił?- szepnął młody mężczyzna siedzący przy dużym stole w jadalni. Siwy staruszek przechadzający się po pokoju skinął głową. Jego stara twarz pokryta była pajęczyną zmarszczek, a oczy wydawały się być zmęczone i poczerwieniałe z niewyspania.
- Podejrzewam też, że to on zamordował Amande... Jednak nadal nie wiem po co... Z zemsty? Może chciał wyciągnąć z niej jakieś informację... To wszystko to tylko spekulacje, domysły... To byłaby już jego druga ofiara jako Lorda Voldemorta...
- Nie mogę uwierzyć... Kiedy byłem w pierwszej klasie, on dostał odznaczenie za szczególnie zasługi dla szkoły... Prefekt, prymus, jeden z ulubieńców Shlughorna... Przecież...
- Nie ulegaj stereotypom Danielu. Horacy zawsze odpowiednio umiał dobrać sobie „towarzyszów”. Nie zaprzeczysz, że Tom miał zadatki na kogoś wielkiego i nie wykluczone, że nim się stanie. Jak zauważyłeś jego poczynania już teraz stały się dość popularnym tematem... Zadziwiające jak wieści szybko się rozchodzą.- siwy mężczyzna przystanął i machnął ręką jakby chciał dogonić od siebie natrętne myśli. Po chwili opadł na krzesło i westchnął głęboko. Był tak samo bezradny jak mała ćma szarżująca wokół lampy naftowej stojącej na stole.
^^^
Olbrzymia posiadłość rodu Blaise skąpana była w blasku zachodzącego słońca. Przez witraże w holu przedstawiające znanych, starożytnych magów prześlizgiwały się smugi światła powodując, że wnętrze domu wypełniało się paletą najróżniejszych barw.
Młoda dziewczyna siedziała na schodach obserwując tysiące rozmigotanych promyków odbijających się w jej włosach. Od kiedy pamiętała ten widok towarzyszył jej długimi, nudnymi popołudniami, które spędzała w tym domu.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi obwieszczający czyjeś przybycie. Nie miała jednak najmniejszej ochoty odrywać się od swoich myśli. Kiedy po raz trzeci nagłe uderzenie mosiężną kołatką rozdarło cisze, brutalnie zabierając z jej umysłu prawie namacalną wizje przyszłości z dala od rygorystycznego ojca, otworzyła oczy.
- Kredku! Gdzie się podziały te przeklęte skrzaty?- szepnęła sama do siebie podnosząc się ze schodów. Gdy otwarła drzwi jej oczom ukazała się postać w kapturze.
- Dzień dobry. Czy zastałem pana domu?- męski, zimny głos zdawał się przeszywać na wskroś.
- Ojciec jest w swoim gabinecie... Jeśli będzie pan łaskaw zaczekać poproszę go o przyjście...- odsunęła się by wpuścić gościa.- Zaraz powinien przyjść skrzat i pana obsłużyć... Mam powiedzieć ojcu, że przyszedł...
- Tom Riddle... – syknął mężczyzna z niesmakiem. Długie blade palce zsunęły kaptur, który opadł mu na ramiona. Twarz mężczyzny była pociągła, a wyraziste rysy dodawały mu wdzięku i dostojności. Jednak mimo tego wyglądał na człowieka zmęczonego i nękanego jakąś chorobą. Miał zapadnięte policzki, a oczy zdawały się zionąć pustką.
Dziewczyna otrząsnęła się i ruszyła w stronę gabinetu ojca, jednak nadal była pod wpływem tych niesamowitych oczu. Dostrzegła w nich tak wiele... Na pozór beznamiętny wzrok nadawał mu wyniosłości, dumy i niesamowitej wielkości... Gdy dotarła na miejsce zapukała trzy razy w drewniane drzwi i weszła do środka bez zapowiedzi.
- Masz gościa. Niejaki Tom Riddle czeka na ciebie w salonie...- rzuciła obojętnie do mężczyzny siedzącego za biurkiem i wyszła z gabinetu.
^^^
Szara sowa zastukała cicho w szybę przestronnego pokoju na piętrze, który należał do starszej z sióstr Blaise. Iteke siedziała na łóżku pogrążona w lekturze. Gdy była na 274 stronie rozdziału pod tytułem „Jak rzucać zaklęcie nienamacalności” usłyszała ciche pukanie. Niechętnie oderwała się od opisu znikającego domu i otworzyła okno. Chłodne, wieczorne powietrze ugodziło ją w twarz, pachniało rosą i różami kwitnącymi w ogrodzie. Westchnęła głęboko i odwiązała list od nóżki ptaka. Zostawiając uchylone okno usiadła na swoim łóżku i rozwinęła pergamin.

Droga Iteke!
Nie widzieliśmy się od prawie miesiąca. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku. Ostatnio wydarzyło się wiele rzeczy. Chciałbym je z tobą omówić, a po za tym ja i Jess zamierzamy się pobrać. Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać przybędziemy do twojego domu w sobotę o 17.
Pozdrawiam
Daniel


Dziewczyna odłożyła list na szafkę nocną i spojrzała przez okno. Czuła jak jej serce wypełnia zazdrość i ból...


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Czw 17:47, 26 Cze 2008  
Its
Administrator



Dołączył: 24 Lut 2008
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła ]:>


Tato


- Panienko Iteke... Niech się panienka obudzi...
Stado rozjuszonych słoni zaczęło się rozmazywać, a olbrzymi kruk nadal skrzeczał przeraźliwie nad jej głową.
- Panienko...
Wbił swojego długie szpony w jej bok...
Iteke zerwała się nagle z łóżka, powodując, że małe stworzenie stojące zaraz obok niego odskoczyło i zakryło dłońmi okrągłą, niewymiarową główkę.
- Kredek... Ach... To tylko ty...- odetchnęła z ulgą. Skrzat domowy rozchylił lekko palce ukazując wystraszone, wodniste oczy.
- Kredek nie chciał panienki wystraszyć... Pan mu kazał obudzić panienkę, bo siostra panienki wróciła...
- Elisa? Jak mogłam zapomnieć...- szepnęła do siebie.
Kilka minut później jej bose stopy dotykały już zimnych, kamiennych schodów gdy zmierzała w kierunku salonu. Uchyliła drewniane, zdobione drzwi i zajrzała do wnętrza przestronnego pomieszczenia. Na kanapie przed kominkiem siedziała ładna dziewczyna, miała ok. 15 lat. Jej ciemne, błyszczące włosy odbijały promyki padającego do salonu światła. Rozmawiała o czymś wesoło z matką.
Gdy drzwi skrzypnęły twarze zgromadzonych osób odwróciły się w ich kierunku.
- Ite!- czarnowłosa rzuciła się na szyję starszej siostrze. Mimo braku podobieństwa fizycznego matka zawsze powtarzała im, że są jak dwie połówki jabłka. Częste kłótnie jakie można było słyszeć na drugim piętrze domu, gdzie znajdowały się pokoje obu dziewcząt, były kiedyś na porządku dziennym, ale nigdy żadna z nich nie zdradziła by siostry. Teraz gdy widywały się jedynie w wakacje stały się prawie nierozłączne.
- Elisander, córeczko zostaw siostrę i zjedz z nami śniadanie...- chłodny głos ojca spowodował, że z twarzy Iteke spełzł uśmiech. Młodsza dziewczyna popatrzyła z niedowierzaniem na oboje.
- Przejdźmy do jadalni...- zaproponowała szybko pani Blaise.

^^^
Ciężkie krople deszczu uderzały w szyby salonu w którym siedziała młoda dziewczyna. Iteke wpatrzyła się w płaczący świat próbując opanować złość, która pulsowała w jej żyłach. Uciskała w sercu niczym niewidzialna uprząż. Czuła jak fale ciepła napływają do jej czaszki, a później rozchodzą się niczym trucizna po ciele. Gdy mosiężna kołatka uderzyła trzykrotnie w drzwi wejściowe dziewczyna przybrała jeden ze swoich uśmiechów.
Po krótkiej chwili do salonu wszedł blondwłosy mężczyzna trzymający dłoń ładnej ciemnowłosej dziewczyny. Iteke spojrzała na nią z wyższością. Gardziła nią. Jessica odebrała jej przyjaciela, najważniejszą osobę w życiu . Zajęła jej miejsce w jego sercu. Gdy w Hogwarcie zostali parą Daniel miał coraz mniej czasu. Nie mogła okazać swojej słabości, była zbyt dumna, ale wypowiedziała krukonce cichą wojnę.
- Witajcie... Może usiądziecie?- zaproponowała. Para zajęła miejsca na kanapie naprzeciw niej. Brunetka siedząca obok mężczyzny odgarnęła pasmo włosów z czoła i uśmiechnęła się niepewnie.
- Eee... Iteke przyjechaliśmy...- ścisnęła mocnej dłoń narzeczonego.- Zaprosić cię na nasz ślub...
- Uroczystość odbędzie się w katedrze św. Pawła dwudziestego sierpnia. Mamy nadzieję, że zaszczycisz nas swoją obecnością.- dokończył blondyn. W jego oczach zapłonęły wesołe iskierki, był taki szczęśliwy. Nie mogła się opanować i obdarzyła go promiennym uśmiechem, w jego obecności czuła się pewnie. Od zawsze był jej sposobem na różnorakie troski.
- Oczywiście Danielu. Z przyjemnością...
- Możesz przyjść z osoba towarzyszącą- dodał z uśmiechem. Na jego słowa dziewczyna skrzywiła się nieznacznie.
- Przyjdę z moim narzeczonym...- oczy mężczyzny rozszerzyły się ze zdziwienia.- Tak... Ojciec zaręczył mnie z Evanem Rosierem... Za rok wychodzę za mąż.
- Ale... Przecież... Czy ty go w ogóle kochasz?- zapytał zaskoczony. Dziewczyna wstała z fotela i podeszła do olbrzymiego okna wychodzącego na ogród.
- Nie...- ledwie dosłyszalny szept wydobył się z jej ust.
Mężczyzna podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu.
- To nic... Od dawna spodziewałam się, że takie będzie moje życie. Jak zawsze ojciec decyduje o wszystkim. Cóż zrobić? Trzeba żyć dalej...- uśmiechnęła się smutno. Nie chciała pokazać tego jak bardzo się boi, jak nie chce spędzić reszty życia z kimś kogo nawet nie zna.
- Może ja spróbuję z nim porozmawiać...- zaproponował mężczyzna uśmiechając się łagodnie.
- Nie... To niczego nie zmieni, a rozwścieczy go jeszcze bardziej... Zresztą nie chcę mieszać cię w moje kłótnie z ojcem. Jednak dziękuję za propozycję.- powiedziała wymijająco. Do końca wizyty starała się unikać wzroku Daniela.
^^^
- Dobry wieczór...
Iteke siedział przed kominkiem w salonie próbując skupić się na lekturze książki, którą trzymała w rękach, ale nachalne myśli powodowały, że nie mogła nawet przypomnieć sobie czego dotyczy owy tekst. Ogień migotał wesoło rzucając światło na jej bladą twarz.
Męski głos rozdarł snującą się po kątach ciszę. Dziewczyna, która pochłonięta była rozmyślaniami nawet nie zauważyła kiedy młody mężczyzna usiadł obok niej na kanapie.
- Witaj Ite...- spojrzała zaskoczona na twarz przystojnego bruneta.
- To ty? Wybacz. Nie zauważyłam kiedy przyszedłeś.
- Nic nie szkodzi... Chciałbym z tobą porozmawiać. – dopiero teraz zauważyła, że mężczyzna wygląda nieco inaczej. Jego zazwyczaj zdrowa cera była teraz jakby poszarzała, a oczy podkrążone. Zaciekawiona odłożyła książkę.
- Jaka to sprawa sprowadza cię do mnie o tej porze?
- To bardzo poufne...- ściszył głos.- Słyszałaś może o Tomie Riddle’u? Był przyjacielem mojego ojca z czasów szkolnych.
- Och... Tak... Był ostatnio u mojego ojca...
- Dobrze. To potężny czarodziej... Poprosił mnie o przysługę. Muszę wyjechać na jakiś czas...- westchnął.- Jemu się nie odmawia.
- Wszystko w porządku, ale po co mi to mówisz? Co ja...
- Masz zostać moją żoną... Chcę byś wiedziała co się ze mną dzieje.- popatrzył na nią dziwnie. Iteke nigdy jeszcze nie widziała go w takim stanie... Nikt jeszcze nie patrzył na nią z taka ufnością. Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Dziękuję, że się ze mną liczysz.- pierwszy raz w życiu poczuła do niego taką sympatię. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech i zbliżył się do niej.
- Wiesz, nigdy nie zwróciłem uwagi na to, że jesteś taka ładna.- musnął delikatnie jej szyję. Dziewczyn automatycznie odsunęła się od niego.
- Jest już późno...- zaczęła.
- Racja... Przepraszam cię za najście. Dobranoc.- wstał i założył pelerynę.
- Evan... Zapomniałabym... Pójdziesz ze mną na ślub mojego przyjaciela? Może pamiętasz Daniela Juksona...
- Chyba kojarzę... Będę zaszczycony...- ukłonił się lekko i wyszedł.

^^^
- Proszę.
Drewniane drzwi do jasnego gabinetu znajdującego się na parterze ogromnego domostwa otwarły się ze skrzypnięciem. Za biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku, jego ciemne włosy oszronione były siwizną, a bystre, ciemne oczy zdawały się przeszywać na wskroś.
- Podobno chciałeś mnie widzieć...- chłodny głos dziewczyny przerwał ciszę.
- Tak... Usiądź proszę...- wskazał jej miejsce naprzeciw biurka. – Chyba najwyższy czas na rozmowę. Był tu ostatnio mój przyjaciel z lat szkolnych...- zawiesił na chwilę głos jakby zastanawiał się nad swoimi słowami.- Tom Riddle... Wielki czarodziej, już w Hogwarcie posiadał niesamowite umiejętności... Budził w nas respekt i podziw... Kilka dni temu przybył tu by zaproponować mi współpracę... Miałbym stanąć w szeregach jego zaufanych przyjaciół w zamian za co nasza rodzina posiadła by wiele dodatkowych praw, gdy on obejmie już władzę w Ministerstwie... Cóż za zachęcająca propozycja... Jednak gdy wyjawił mi na czym miało by polegać moje zadanie...- potarł kciukami skronie.- Nie zgodziłem się... Nie będę polować na mugoli, zabijać ludzi, którzy w jakiś sposób mu się narazili. Honor i nazwisko mi na to nie pozwala...
- Jednak nie bardzo rozumiem co to wszystko dotyczy mnie?- przerwała mu dziewczyna.
- Chodzi o to, że... Lord Voldemort- jak go teraz zwą, chciałby mieć też młode pokolenie w swoich zastępach... Wiem, że jesteś już pełnoprawnym czarodziejem, ale chciałbym prosić cię...- zamilkł na chwile jakby te słowa sprawiały mu dużą trudność.- Nie przystępuj do niego... Nie hańb naszego nazwiska...- spojrzał na córkę z nadzieją. Chwila ciszy jaka nastała po jego słowach dłużyła się w nieskończoność.
- Evan dla niego pracuje...- szepnęła. Pan Blaise poruszył się niespokojnie jakby było to dla niego dużym zaskoczeniem.
- Edgar zawsze był uległy, imponowały mu zdolności innych... Widzę, że jego syn jest podobny...- podniósł wzrok i spojrzał przez okno wychodzące na drewnianą altankę. Światło zachodzącego słońca oświetliło jego twarz porytą licznymi zmarszczkami, co nadało mu jeszcze starszy wygląd. Dziewczyna pierwszy raz od wielu lat przypomniał sobie jaki jest naprawdę jej ojciec. Mimo maski oziębłego i rygorystycznego tyrana był jej autorytetem. Kiedy miała cztery latka miał zwyczaj opowiadania jej o miejscach w których był i ludziach których poznał. Nie potrafił wprost okazywać swoich uczuć, ale zawsze chciała dla córek jak najlepiej.
- Dobrze tato... Spełnię twoją prośbę...- szepnęła tchnięta wspomnieniami. Ojciec popatrzył na nią ze zdziwieniem. Nie mówiła do niego „tato” dokąd skończyła 8 lat.
- Dziękuję...
To ostatnie słowo uznała za koniec rozmowy. Wstała powoli, rzuciła ostatnie spojrzenie ojcu i wyszła by nadal zmagać się z życiem, które od tej chwili zmieniło się na zawsze.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Czw 18:00, 26 Cze 2008  
Its
Administrator



Dołączył: 24 Lut 2008
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła ]:>


Przystąpił do morderców


Ciężkie krople deszczu sypały się z nieba niczym odłamki tłuczonego szkła wplątując się w ciemne włosy dziewczyny biegnącej brukowana uliczką. Wodospad łez nieba niesionych z wiatrem uderzał w jej twarz prawie raniąc przy tym delikatną skórę policzków. Kropelki potu na jej czole mieszały się z deszczowa wodą. Pędziła ile sił w nogach oglądając się co chwilę ze strachem za siebie. Czuła, że jej koniec zbliża się nieuchronnie...
Twarz miała zaciętą, nawet przez chwilę nie zwątpiła, nie chciała się poddać...
Mimo szumu wiatru w uszach usłyszała słowa wypowiadane gdzieś z oddali.
- Crucio!
Jej ciało upadło na zimny bruk. Agonia, strach, ból... Każda nowa myśl przychodziła z paraliżującym bólem. Pragnęła żeby to się skończyło... Nagle wszystko ustało.
- Przystąp do nas, nie bądź głupia Anno...- stanowczy głos mężczyzny prawie zagłuszał łoskot porywistego wiatru. Mimo mroku panującego w tym z zakątków uliczki dziewczyna widziała twarz oprawcy. W oczach tak dobrze znanego jej mężczyzny dostrzegała teraz desperację. Zmęczona twarz zdawała się błagać o zgodę.
- Nie mogę Evanie... Nie zostawię Feliksa... Nie zmusi mnie do tego ani ojciec, ani ty.- szepnęła unosząc głowę.
- Sama wybrałaś...- uniósł różdżkę.
- Avada kedavra!- błysnęło zielone światło, a twarz mężczyzny zastygła w niemym wyrazie bólu.- Żegnaj Anno...
Po chwili rozległ się trzask i było słychać już tylko przeraźliwy ryk wiatru, który zdawał się śpiewać żałosną pieśń.
Kilka przecznic dalej na poddaszu białego domu na uboczu miasteczka rozległ się płacz małego dziecka. Niemowlę wyrwane ze snu koszmarem wzywało ile sił w płucach matkę, która leżała nieruchomo w kałuży, a jej ciemnymi włosami smagał wiatr.
^^^
Drzwi pokoju na piętrze otwarły się z trzaskiem. Stanęła w nich brązowowłosa dziewczyna, na jej twarzy malowała się wściekłość.
- Elisa! Kto pozwolił ci dotykać moich książek?!- krzyknęła rozjuszona. Ciemnowłosa nastolatka siedzące na łóżku automatycznie schowała wolumin za plecy i uśmiechnęła się niewinnie.
- Eee... Ja tylko pożyczyłam sobie na chwilę... Wiesz, mieliśmy zadanie o średniowiecznych czarownicach w Anglii...- skłamała.
- To po co ci były „Największe zaklęcia czarno magiczne”? – założyła ręce na piersiach i spojrzała groźnie na siostrę.
- Aaa... Musiałam pomylić książki...
- Nie kłam, nie umiesz...- stwierdziła szybko przeszywając siostrę wzrokiem.
- Nie patrz tak na mnie. No dobra, dobra... Ojciec nie pozwala mi się uczyć zaawansowanej czarnej magii. Myślałam, że nie zauważysz, że zginęła ci jedna książka.- uśmiechnęła się przepraszająco.
- Żeby mi to było ostatni raz. Czemu chcesz się uczyć czarnej magii?- zapytała unosząc jedną brew do góry, na co Elisander wybuchła śmiechem.
- Zawsze bawiło mnie kiedy robiłaś taką minę... Zabawnie wyglądasz...- nie dokończyła bo Iteke uderzyła w nią poduszką.
- Ej to bolało!- udała obrażoną czarnowłosa.
- Bo miało. O co chodzi z ojcem?- usiadła na łóżku obok siostry.
- Wiesz jaki on jest. Uparł się, że ja mam poznać tylko podstawy, bo „dama nie powinna posługiwać się takimi okrutnymi dziedzinami magii”. Kiedy zapytałam dlaczego tobie wolno odpowiedział, że to nie moja sprawa. Nie prowadziłam dalej rozmowy, to nie miałoby sensu...- umilkła z zezygnacją.
- Ojciec chcę dla ciebie jak najlepiej...
- Mówisz jak matka! Przestańcie w końcu wszyscy wtrącać się do mojego życia. Wiem co jest dla mnie dobre.- podniosła głos. Iteke po raz kolejny dostrzegła to jak bardzo ta młoda jeszcze dziewczyna podoba jest do pana Blaise. Nawet sposób w jaki mówiła sprawiał nieodparte wrażenie podobieństwa. Mimo dobrotliwości, pełno w niej było uporu i zaciętości.
- Rób co chcesz... Jak dla mnie, to ojciec nie pozwoli byś wpadła w złe towarzystwo. Chroni cię mimo wszystko... Szczególnie teraz...- dokończyła ciszej.
- Mam dość jego ochrony... Ty oczywiście wiesz o wszystkim! Mi nic nie powiedział! Co takiego dzieje się w świecie czarodziejów?- zapytała z wyrzutem.
- Jesteś jeszcze za młoda, nie mogę ci powiedzieć... Ja wiem, bo mnie ojciec nigdy nie chronił przed złem tego świata. Nigdy nie byłam tak ważna jak ty....- powiedziała cicho i wyszła. Elisander została sama ze zdziwioną miną.
^^^
- Aronie... Przecież nie możesz odmówić...Zastanów się jeszcze.
W przestronnym gabinecie pana Blaise panował półmrok. Jedynym źródłem światła był ogień w kominku i mała lampa stojąca na blacie biurka. Twarz gospodarza domu zdawał się być jeszcze bardziej zmęczona niż zwykle. Słabe światło pogłębiało liczne zmarszczki wokół jego oczu. Naprzeciw niego w wygodnym, zdobionym fotelu rozsiadł się prawie siwy, lecz nadal bardzo przystojny mężczyzna.
Pan Black senior siedział teraz ze zmartwioną twarzą przyglądając się przyjacielowi, który pogrążony był w myślach.
- Nie, Alabastorze... Zdecydowanie nie...- odpowiedział cicho mężczyzna marszcząc brwi.
- Jesteś pewien? Może...- zaczął nachylając się bardziej nad biurkiem.
- To moje ostatnie słowo...- przerwał mu.
Duży zegar w rogu wybił właśnie północ.
- Skoro tak. Żegnam cię, jest już późno, a mam jeszcze coś do załatwienia.- wstał i skinął lekko głową.
- Pozdrów Elizbeth... Pamiętaj, że jesteście zawsze mile widziani w naszym domu.- dodał pan Blaise.
- Dziękuję na pewno jeszcze was odwiedzimy. A teraz życzę miłej nocy...- rozległo się ciche pyknięcie i mężczyzna zniknął.
Aron Blaise zawiesił przez chwilę głowę przyglądając się swoim dłoniom. Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel przystąpił do morderców...
Przymknął na chwilę zmęczone oczy i westchnął.
- Najwyższy czas na sen...- szepnął do siebie.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum www.awangardowo.fora.pl Strona Główna -> Nasze FFy -> Słodko- kwaśne czyli historia Iteke Blaise Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin